fot. Maria Rauch
Szare Domy. Magiczny kwartał zabudowy pomiędzy ulicami: Rakowiecką, Akacjową i Fałata.
Styczeń 2012 roku. Przyjeżdżam do Warszawy, by uczyć się wymarzonej ceramiki. W przerwie między zajęciami zaglądam na Akacjową. Tu przed laty mieszkała siostra mojej babci. Ciekawość prowadzi mnie jak za rękę…
„Czerwiec 1973 roku. Przyjeżdżam z rodzicami do Warszawy na uroczystość święceń kapłańskich wujka. Mam 5 lat. Zatrzymujemy się u cioci na ulicy Akacjowej. Z tej wizyty nie pamiętam zbyt wiele: podwórko przy Akacjowej, gdzie bawiłyśmy się z kuzynką i zrywały maliny, ogród przy kościele Jezuitów z mnóstwem pachnących róż. Siedziałyśmy wśród różanych krzewów zauroczone ich ilością, zapachem i różnorodnością.
Minęło prawie 39 lat od tamtej chwili. Jestem wzruszona, czuję łzy pod powiekami. Kameralna ulica i podwórko, w głębi po drugiej stronie ulicy ogród Jezuitów. Zaglądam do ogrodu – nie ma już róż. Patrzę na to miejsce oczami małej dziewczynki. Czuję słońce, zapach kwiatów. Przez furtkę spoglądam na podwórko przy ulicy Akacjowej. Nie można wejść do środka. Domofon strzeże wejścia. Przez krótką chwilę znów jestem małą dziewczynką. Słyszę śmiech dzieci, czuję smak słodkich malin. Czas się cofnął, czuję magię tej chwili”.
Patrzę oczami dorosłej osoby na Akacjową i jej zabudowę. Spółdzielnia mieszkaniowa „Szare Domy” to jedna z pierwszych realizacji architektonicznych w duchu modernizmu w Polsce. Nadal zachwyca swą prostotą i wyważoną skalą. Zbiór identycznych domków z szarej cegły, tonących w zieleni rosnącej dziko i samopas. Doskonały miejski kontrast. Dlatego lubię ten zakątek w środku rozpędzonego miasta. Odwiedzam to miejsce zawsze, ilekroć jestem w Warszawie. Zaglądam do ogródków i do ogrodu na tyłach kościoła Jezuitów. W kwietniu ogród pokrywa się kobiercem zadziwiających w kolorze dzwoneczków.