fot. K.
Warszawa. Pewien poniedziałek. Jest pięknie, upalnie, świeci słońce. Długo wyczekiwane spotkanie. Uśmiech nie schodzi mi z twarzy.
Mam ochotę na spacer. Pójść uliczkami prosto na Plac Grzybowski. Jedno z moich ulubionych miejsc w Warszawie. Plac klimatyczny, przytulny, cichy, choć w samym centrum wibrującego miasta. Niegdyś był wielkim, tętniącym życiem placem targowym o wdzięcznej nazwie „Grzybów”. Dziś otoczony wysokimi, szklanymi wieżowcami, stanowi wyjątkowy punkt na mapie żydowskiej historii Warszawy.
Na szczególną uwagę zasługuje kamienica na rogu ulicy Próżnej, pod numerem 14. Patrząc w górę widzę opuszczoną, brudną ruinę, którą nikt by się nie zainteresował. Ale ta właśnie ruina mnie przyciąga, a jej tajemniczość i zagadkowość intrygują. W każdym jej oknie widnieją ogromne fotografie Żydów, którzy mieszkali tu przed wojną. Realistyczne, szare zdjęcia doskonale komponują się z surową, czerwoną cegłą. Kamienica, jako jedyna z nielicznych budowli przetrwała likwidację Małego Getta, a w jej wnętrzu zachowały się piece kaflowe i wanny po dawnych właścicielach. Z pozoru zwykła budowla, a tyle w niej majestatu. Ilekroć bywam w tym miejscu, zachwyca mnie tak samo.
Zresztą sama Próżna to wyjątkowa historia. Spacerując wzdłuż ulicy nie sposób oderwać wzroku od starych, zniszczonych i obdrapanych ścian budynków. Ma się wrażenie jakby nadal żyły przeszłością, duchem czasu.
Tego dnia, gdy zmierzaliśmy wprost na spotkanie z moją ulubioną kamienicą, zaskoczyła nas burza. Uciekając przed nagłą ulewą, zgubiliśmy się. Schowaliśmy się na jednym z podwórek, pod bardzo dużym drzewem. Moknąc, czekaliśmy dobre 30 minut, a może godzinę. Nie zwracałam uwagi na upływający czas.
Teraz, ilekroć jestem w tej okolicy, uśmiecham się pod nosem do ważnych dla mnie wspomnień. Tamtego czerwcowego dnia, wracając do domu przemoczona od czubka głowy po palce stóp, nie mogłam być bardziej szczęśliwa. Wiedziałam, że mam już swoje, wyjątkowe miejsce. Pewien detal. Pewną historię.