fot. Michał Wróblewski
Nazywaliśmy go Parczkiem, trochę kpiąco, choć niezasłużenie, bo posiada wiele uroku.
Właściwie jest to szeroki pas zieleni między jezdniami ulicy Opaczewskiej. Stanowi łącznik Pola Mokotowskiego z Parkiem Szczęśliwickim, niczym ożywcza tkanka, która powinna oplatać miasto.
Historia zieleńca u swego początku była burzliwa. Przed rokiem 1939 zbudowano niedaleko zajezdnię tramwajową, a brzeg przyszłego Parczku „obrastał” od północy kamienicami. Wkrótce rozpętała się wojna i Opaczewską szły szturmy niemieckie na barykadę znajdującą się przy Grójeckiej. Pięć lat później, w pierwszych dniach powstania, żołdacy RONA gnali mieszkańców w piekło Zieleniaka. Po wojnie zlikwidowano zajezdnię, okoliczna zabudowa rozlała się na południe, a Parczek zarósł pokaźnymi drzewami. Dziś ma w sobie coś z krakowskich Plant – toutes proportions gardées. Porównanie jest uprawnione, bo to w końcu zielony pas, usytuowany na dawnym obrzeżu miasta.
Występuje tu rodzaj niewidzialnego „strefowania”. Swego czasu przeczytałem setki stron drepcząc z wózkiem, w którym spał mój syn, nie świadomy ani problemów rodziny Buddenbrook’ów, ani zgoła innej literatury, choć nie wątpię, że równie wnikliwie studiowanej kilka ławek obok. Na szczęście owa elita literacka stara się nie wchodzić w drogę innym, przeważającym jednak liczebnie użytkownikom Parczku: emerytom (na ogół z pieskami) i dzieciom (zazwyczaj pod opieką rodziców). Raz tylko wzywałem Straż Miejską, jednak nie z powodu dokuczliwości osobnika leżącego na ławce, a w trosce o jego zdrowie i życie.
Mieszkając przy Białobrzeskiej, co rano przecinałem Parczek idąc do kiosku i sklepu spożywczo-warzywnego, zwanego przez nas pieszczotliwie „U Aniołka”. Nie trzeba było Parczku przekraczać, chcąc dotrzeć do kościoła i ciastkarni, oferującej niezrównane babeczki śmietankowe.
W 2012 roku zieleniec zyskał oficjalną nazwę – „Skwer dobrego Maharadży”. Z Maharadżą „rywalizował” miejscowy proboszcz, zmarły kilka lat wcześniej, ostatecznie to nie jego imię upamiętnia skwer. Spór ten odebraliśmy jako kompletną abstrakcję, dla nas Parczek pozostanie Parczkiem.