fot. Małgorzata Szybiak
Syrenka to symbol Warszawy, bliski mi od dziecka.
Niedawno moja 3,5 letnia córka Zosia znalazła na wystawie sklepowej metalowy dzwonek z Syrenką – nie umiałam jej odmówić. Teraz, kiedy rano dzwoni nim na pobudkę, odżywają wspomnienia związane z moją babcią. Syrenka, w sposób dosłowny lub symboliczny, towarzyszyła jej przez całe życie.
Babcia urodziła się i wychowała w kamienicy przy kościele Dominikanów, na ul.Freta. Kamienica była własnością jej rodziny. Członkowie familii mieszkali na górze, na dole zaś prowadzili ciastkarnię, a na półpiętrze bilard. Przed wojną było to miejsce znane, w którym bywała warszawska śmietanka towarzyska, między innymi gwiazda piosenki – Mieczysław Fogg.
Jako dziecko często mijała pomnik Syrenki i snuła dziecięce marzenia o walecznej pół kobiecie-pół rybie. Towarzyszami jej zabaw byli także rówieśnicy z sąsiedztwa, dzieci polskie i żydowskie. Porozumiewali się swobodnie, ucząc się od siebie nawzajem języka.
Gdy była nastolatką zakochał się w niej Henryk, starszy od niej prawie o 20. lat. Pomimo różnicy wieku, poprowadził moją szczęśliwą babcię do ołtarza, w kościele Najświętszej Marii Panny. Także mój dziadek związany był ze Starówką. Przez jakiś czas wynajmował w tej okolicy mieszkanie. W czasie wojny zaś walczył w AK, w batalionie Gozdawa, na Starówce, przy Syrence…
Po wojnie utraciliśmy kamienicę, która pozostała żywa w naszych wspomnieniach i rodzinnych anegdotach. Jako przewodnik turystyczny często oprowadzam chińskich turystów po warszawskiej Starówce. Gdy mijam pomnik Syrenki nie mogę się powstrzymać i opowiadam im najciekawsze historie z naszej familijnej sagi. Oni w zamian opowiadają mi o swoich symbolicznych, ważnych miejscach, bo każdy z nas ma takie na mapie rodzinnego miasta.