fot. autorka
Matka Boska Jelonkowska
Nie pamiętam, kiedy uświadomiłam sobie jej istnienie na tyle dokładnie, by zatęsknić w chwilach dłuższej rozłąki i poczuć chęć regularnego odwiedzania. Zapewne stało się to podczas jednego z wielu niedzielnych spacerów, które były naszym rodzinnym zwyczajem. Obecność zarysowana na granicy świadomości, z czasem, już w dorosłym życiu, przemieniła się w realny punkt na sentymentalnej mapie miasta.
Lubię w wiosenne i letnie popołudnia wracać z przepełnionego gwarem Śródmieścia autobusem 520, który kończy trasę na pętli przy ulicy Znanej. W miarę zbliżania się do celu, ulice zwężają się, przybywa zieleni, wszystko jakby wyhamowuje. Wysiadam i kieruję się w stronę przejazdu kolejowego. Mijam niskie domy otoczone ogrodami. Urzeka mnie ich skromność, prostota. A także to, że starzeją się z godnością, bez wstydu. Są naturalne, nie do końca uporządkowane, bezpretensjonalne. Wdycham zapach kwiatów. Kątem oka zerkam na kota wygrzewającego się w słońcu. Ogarnia mnie spokój. Okrężną drogą docieram pod właściwy adres – O. Boznańskiej 26. Na tle rudych cegieł wyraźnie odcina się biała (a właściwie nieco poszarzała) figurka Matki Bożej Niepokalanej osadzona w niewielkiej wnęce.
Kapliczka jest niepozorna, a zarazem doskonale widoczna, bo znajduje się w centralnej części fasady i góruje nad całym domem. Postać świętej rozkłada ramiona w charakterystycznym geście, witając wchodzących do domu gości. A jednocześnie pełni funkcję gospodyni i strażniczki przybytku. Na wysokości ramion i głowy otacza ją plama niebieskiego tła, które kojarzy mi się ze skrawkiem nieba. Za każdym razem, gdy ją widzę, ogarnia mnie wzruszenie, a myśli biegną daleko poza wspomnienie spacerów z dzieciństwa. Zastanawiam się, jakich wydarzeń była świadkiem. Czy patrzyła na walki wrześniowe z 1939 roku pomiędzy żołnierzami ppłk Okulickiego a nacierającymi Niemcami i czy do niej modlili się ocaleni pacjenci ze Szpitala Wolskiego, którzy przybyli tu z szarytkami po Rzezi Woli…
Spokój okolicy sprzyja refleksyjnej zadumie. Wystarczy chwila, by zdystansować się od bieżących spraw i zanurzyć w rozmyślaniach nad historią swoją i miejsca. Miejsce, podobnie jak człowiek, ma swoją tożsamość, znaki szczególne dodające mu kolorytu. Dzięki nim przestaje być anonimowe. Zaznaczająca się w nich obecność dawnych mieszkańców to bogate źródło wiedzy o nas samych.
Kapliczka nie jest jedyną w okolicy. To charakterystyczny detal tutejszej zabudowy. Starałam się dowiedzieć o nich czegoś więcej, ale nie udało mi się dotrzeć do materiałów wyjaśniających ich genezę. Wiadomo na pewno, że domy z kapliczkami są pozostałością Miasta-Ogrodu Jelonek, które powstało w dwudziestoleciu międzywojennym. Usytuowane tuż przy granicy z Warszawą, miało być zieloną satelitą przeludniającej się, gęsto zabudowanej stolicy. Właścicielami parceli byli zatrudnieni w wolskich fabrykach kolejarze, tramwajarze i robotnicy. Czyżby sakralny motyw powstał z myślą o nich? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi.