Dziadek nie żyje, więc zrobiłem zdjęcie jego butów i swoich, jak tam stoję. Jest wyjście z podziemi, którym wyszedł i miejsce, gdzie stał karabin maszynowy. Mógłbym zrobić jeszcze fotografie swoje, mego ojca i córki…
Stoję za rękę z dziadkiem. Mówi: „To tutaj – róg Alei Solidarności i Generała Andersa – to tutaj się zdecydowało, czy będę żyć, a tym samym, czy będzie żył twój ojciec, a potem ty i twoi bracia, i wasze dzieci, i dzieci waszych dzieci czy też nie.”
Słucham uważnie analizując możliwe konsekwencje wydarzenia z przeszłości.
„W czasie Powstania Niemcy zgromadzili tu ludzi wyciągniętych z podziemi kościoła. To był kościół ewangelicko-reformowany, tu ukrywaliśmy się przed bombami. Gdy wyciągali nas z podziemi, pierwszą rzeczą, jaka zobaczyłem, był wycelowany w nas karabin maszynowy. Stał oparty na nóżkach, przy nim leżało dwóch Niemców.
Niemcy dzielili ludzi: mężczyzn w jedną kolumnę, kobiety i dzieci w drugą. Ja miałem tylko 14 lat, ale byłem wysoki jak na swój wiek. Oderwali mnie od mamy i ustawili razem z mężczyznami. Moja mama wyczekała moment, gdy pilnował nas tylko jeden starszy Niemiec, podeszła doń i zaczęła się za mną wstawiać mówiąc z płaczem, że jestem jej jedynym dzieckiem i tak naprawdę małym, tylko wysokim. Ten rozejrzał się i pchnął mnie mocno w stronę grupy kobiet z dziećmi. Z czasem trafiliśmy do obozu pracy w Niemczech, wędrując wcześniej miedzy stosami płonących trupów. Mężczyzn rozstrzelano.”